Dziś rano Pan Brygadzista - Optymista oznajmił: " dziś lejemy na ławice, jutro stawiamy szalunki na fundamenty i we czwartek fundamenty zalewamy".
Widząc Panów jak się smętnie smęcą to tu to tam, troszkę jakby bez celu, nie widząc gdzie i dokąd zmierzają, byłam przekonana że chłopom się robić nie chce - że taka depresja zawodowa.
Tym bardziej, że w ostatnich tygodniach dopadł mnie raczej pesymizm budowlany pomyślałam, że gość - Pan Brygadzista znaczy - zalewa że zaleje.
No i zalał.
W godzinach już raczej popołudniowych, kiedy zbliżała się pora radosnego powrotu do domu, nagle coś zabuczało, stara chałupa się zatrzęsła i tak moim oczom, ku wielkiemu zdziwieniu objawiły się dwie gruchy.
Ha, teraz już wiem jak to się robi jak jedna grucha ma rzygacza, a druga nie. Się skubane dupkami do siebie ustawiają ;P Tak sobie radośnie postały z 40 minut posyczały, posapały, Panowie pięknie wyrównali i tak oto Pan Brygadzista słowa dotrzymał.
Co więcej. Skończyli robotę godzinę wcześniej niż zazwyczaj.
To się nazywa tempo.
Teraz rzeka betonu sobie schnie, a ja medytuje czy jakiś kot się nam w tym bajorze utopi czy też nie.
P.S. dziś o dziwo nie padało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz