środa, 30 kwietnia 2014

Kominkowa porażka czyli....

... nawet kończyć nie chcę, bo cykl się rozrasta w tempie zatrważającym.
Ciągle człowiek mądry...
Gdzie ja bym pomyślała co by na etapie surowizny zabudowę kominka planować.
No gdzie...
Z każdym dniem mój wymarzony dom staje się mi coraz odleglejszy.

Po trzech tygodniach burzy mego mózgu zaplanowałam kominek.
Przyjechał Pan Roman i stwierdził, że nic z tego, że tak się nie da, bo przecie ta rura tu za daleko.
Nosz szlag...
Co mi Fachowiec do domu przyjedzie to się coś sypie.
A jakbym sobie wcześniej _ patrz półtorej roku temu_ kominek wymyśliła to by się komin systemowy inaczej rozstawiło, albo ściankę nadbudowało.
Blech.
Surówka.

Tak i kominek będzie.
Taki zwykły.
Przeciętny.
Taki nie mój. 

piątek, 25 kwietnia 2014

Depresja budowlana czyli mądry polak po szkodzie do potęgi trzeciej

Mam doła. Mega w swych rozmiarach.
I to wcale nie wina stanu zdrowia mego, choć to pewnie też czynnik pośredni.
Mam doła, bo puki co moje decyzje około_elewacyjne i inne około_budowlane okazują się lekko mówiąc chybionymi.
Aż strach się bać, co będzie po wyłożeniu tynku :/

HISTORYJKA nr 1 
A wszystko zaczęło się niewinnie.
We wtorek dostałam pierwszy nasz rachunek za wodę. Dobrze, że siedziałam, bo jakbym stała to bym se pewnie drugą nogę złamał. Prawie 2000 do zapłaty i 191 merów na liczniku! A w domu poboru brak.
Dwie opcje: albo nakładka radiowa walnięta i źle zaczytała wskazanie, albo, co gorsza i pewniejsza, mamy awarię.
W te pędy do domu przyjechał mąż, wślizgnął się do studni i się skichało.
Licznik szalał.
Rura pieprznęła.
Nie wiemy tylko gdzie.
Raczej nie w domu, bo 198 metrów gdzieś by wyszło. Złącze w studni suche. Połączenie pomiędzy studnią a budynkiem wykonane z jednego odcinka. Prawdopodobnie nie wytrzymało łączenie przy wejściu do budynku, którego niestety teraz odkopać nie możemy, bo stoi tam rusztowanie.
Woda zakręcona na zaworze.
Czekamy na zejście elewatorów.
Z cyklu mądry polak po szkodzie 1:
Obiecywałam sobie regularne  sprawdzane wodomierza, kontrolę stanu, macanie rurek czy nie mokre. Wszak Wodociągi czytają liczniki raz na kwartał, a w trzy miechy wiele może się zdarzyć. Obiecywałam. Ale przecie zejście tam na dół zajmuje tak wiele czasu, że nigdy go nie znaleźliśmy.


HISTORYJKA nr 2
We środę przyszły zamówione płytki elewacyjne.
Pominę tu niekompetencję kuriera, który zgodnie z ustaleniami, miał zadzwonić będąc na miejscu, tak abym wytoczyła się z domu i odebrała przesyłkę. Gdzie tam, przesyłkę dobrał Pan Szef Elewator, który nie koniecznie musiał wiedzieć co, i w jakiej ilości odebrać.
Jednak w przeciągu tego roku nauczyłam się , że mamy w Polsce dwa typy kurierów.
Typ pierwszy - opisany powyżej. Nie ważne kim jesteś, grunt abyś znalazł się na terenie działki i oznajmił, że i owszem znasz Adresatów przesyłki... i proszę, stajesz się szczęsliwym posiadaczem zawartości paczki. A ty szanowny Adresacie, pecha masz, bo jak się zamawia paczkę to należy przykuć się do bramy wjazdowej i tam czyhać na kuriera.
Typ drugi - kurier dostaje numer telefonu Adresata od nadawcy przesyłki. Dzwoni i pyta czy za pół godziny będziesz w miejscu dostawy. Ty oznajmisz, że niestety w pracy jesteś, ale w domu jest Twoja mama /  wujek / kochanek i osoba owa przesyłkę odbierze. I co się dowiadujesz Adresacie?! Że kurier nie dostał od sklepu  informacji, że może przesyłkę pozostawić w rękach mamy / wujka / kochanka, więc szanowny kurier paczkę zabiera ze sobą do siedziby i prosi o kontakt ZE SKLEPEM ! aby sklep przekazał kurierowi, że paczkę odbierze mama /  wujek / kochanek.
Czy w tym kraju ktoś myśli, czy może wszyscy inteligentni kurierzy wyemigrowali do Anglii?!
Sama już nie wiem który typ gorszy.
Niemniej nie o tym miała być historyjka nr 2
We środę przyszły zamówione płytki elewacyjne z płytkami parapetowymi
Wszytko idealnie wymierzone, rozrysowane, wyliczone...
Panowie Elewatorzy płytki pięknie rozłożyli po parapetach przygotowując je do klejenia.
I co?! I się okazało, że się rąbnęłam.
Bagatela o jedno okno czyli pięć płytek.
Rąbnęłam się in minus.  No brakło normalnie.
Jedno dobre w tym wszystkim to że płytek z założenia zamówić miałam o dwie więcej, a otrzymaliśmy też tę konkretną w paczce promocyjnej. Tak i brakuje nam nieszczęsnych dwóch sztuk.
Pan Szef Elewator twierdzi, że ten brak ogarnie docinając płytki narożne. O ile w tzw. międzyczasie coś się nie stłucze. A znając nasze ostatnimiczas_szczęścię - się stłucze.
Będziemy zapewne domawiać -  płytki - sztuk dwie !!! Blech.
Z cyklu mądry polak po szkodzie 2:
Zanim zamówisz coś o wartości dostawy 150 zł :/ przelicz człowieku dwa razy, albo lepiej, niech ktoś po tobie policzy.

HISTORYJKA nr 3
Apogeum osiągnęłam na przełomie dnia dzisiejszego i ubiegłego, kiedy to dojechała podbitka i Panowie zaczęli montować.
Od początku miałam pomysł na podbitkę. Tak mi się przyjemniej wydawało. Podbitka miała być drewniana malowana w miarę możliwości pod kolor okien, ułożona ze skosem równolegle do ściany z odkrytymi krokwiami.
Przy ustalaniu elewacji dostaliśmy propozycję podbitki pcv. Patrzyłam na to z przymrożeniem oka, przekonały mnie jednak rzeczowe argumenty o uroczej nazwie: wytrzymałości, łatwość utrzymania i konserwacji, niższa czaso_ i pracochłonność przy montażu. Tak zdecydowaliśmy się na podbitkę pcv. Po analizie koloru na nacie ustaliliśmy kolor ciemny brąz, ale Szef przywiózł wzornik. Rozradowani owym, postanowiliśmy zaszaleć, zamawiając podbitkę imitująca drewno w kolorze ciemnego orzecha, który na palecie naprawdę wyglądał podobnie kolorystycznie jak nasza stolarka w kolorze dąb bagienny. Do tego uznaliśmy, że i tak podbitka jest zamontowana w takim miejscu gdzie dostęp światła jest ograniczony i odbiór wizualny będzie jeszcze ciemniejszy.
Decyzja zapadła, podbitka dotarła, Panowie rozpoczęli montaż. I tu zaczęły się schody.
Nasza podbitka nie posiada systemów do montażu na załamaniu 45 stopni, a tak właśnie mamy docięte krokwie. Oczywiście podbitkę można zamontować bez systemu, co daje jako taki efekt, ale jest to sztuczne naginanie materiału, co dla mnie oznacza, że wcześniej czy później nasze pcv zwyczajnie pęknie. Żeby było mało, nad wejściem do domu, nasz daszek ma zamontowaną dodatkową belkę przy ścianie, którą też jakoś trzeba zabudować, ale dałoby to efekt chyba ze trzech stopni wysokości. No i krokwie... Ponieważ nie ma systemu 45 to i płatwy (czy jak się to pisze)  nie mogą być zabudowane tak aby dały efekt niezależnej belki, trzeba je obudować w pełni.
Tak zapadły wczoraj trudne dla mnie decyzje. Najgorszy dla mnie montaż na 90 stopni do ściany. Obawiam się że to wizualnie obniży budynek, a do tego przyjdzie ciemny cokół i się zrobi niska klitka.... Ale chyba nie mamy wyjścia.
A no i dziś z rana pojawił się kolejny dylemat - ten nieszczęsny montaż na skosach to najlepiej zrobić na prostopadły a nie równoległy, bo jak się okaże, że jest nierówna ściana to na podbitce to wszystko wyjdzie, a przy montażu prostopadłym można te równice zgubić.
Mąż musi też dociąć płatwy, bo  jak na pełną zabudowę są o 2 cm na długie...
Ponieważ mam depresje, jest mi już wszytko obojętne. 
Podbitka okazała się moim gwoździem. Chyba nie muszę wspominać, że kolor okazał się być dużo za jasny.
Istny koszmar...
Teraz żeby zgubić ten cholerny kolor, będziemy chyba pod tym kontem szukać kompozytu na taras...
Jedyny plus z całej sytuacji, to mniejsza ilość zużytego tynku i podbitki...
Z cyklu mądry polak po szkodzie 3:
Pierwsza decyzja jest najczęściej najlepsza.
Jeżeli już zdecydujemy się na nagłe zmiany koncepcji, dobrze jest dwa razy peanalizować całe za i przeciw, pochylając się nad  każdym dosłownie szczegółem. A szczególnie dopytać Szefa lub producenta o systemu montażowe.
Przy rozkładaniu więźby dachowej, dobrze mieć już koncepcję na podbitkę, co umożliwi poprawne docięcie płatew i krokwi oraz właściwy montaż niezbędnych elementów, a przyszłości zaoszczędzi nam rozczarowań. 

środa, 9 kwietnia 2014

Nasz styropian

W skrócie expresowym o ostatnich dwóch dniach robót
Najpierw było pasowanie pierwszego styropianu
A późnej to już poooleciałoo...
 

 
 I przymiarki do parapetu


Zostaje wyliczyć zapotrzebowanie na kamień i zamawiać.

Kamień elewacyjny

Prawie podjęliśmy decyzję.
Poszukiwania były długie. Niemal skończyło się na tradycyjnej, błyszczącej płytce klinkierowej. Aż tu nagłe wpadłam na necie na kamień imitujący stara cegłę ręcznie formowaną z CRH.



Niestety cena mnie zabiła. Po wstępnych wyliczeniach okazało się że 5000 nie pomoże, a może i więcej.


Po kilkudniowym bushingu po necie znalazłam, dość podobną, prawie identyczną, o połowę tańszą z dość dobrymi opiniami w sieci, firmy Elkamino Dom.
 
Radości! Będziemy mieć cokół!
Zamówiliśmy bezpłatną próbkę u producenta. Czekamy.
Do decyzji pozostaje kolor szary czy grafitowy.

Obydwa są piękne, przynajmniej na zdjęciu. Tak naprawdę życie pokaże co dostarczy nam kurier.  
Do tego  ku mej radości producent rzeźbi też płyteczki parapetowe. 
Tak oto ziszczą się moje marzenia. 
Będę miała parapet z prawie_cegły. 
  foto: elkaminodom.pl

Tymczasem dom zrobił się prawie cały biały. Po niespełna dwóch dniach układania styropianu  Panowie machnęli grubo przeszło połowę powierzchni.
W takich okolicznościach przyrody nawet ból staje się nieuciążliwy.


Edit: dwie godziny później próbki płytek dotarły.
Decyzja zapadła.
Będzie grafit.
Są śliczniusie :)

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Nieoczekiwany zwrot akcji

Nie go końca przyjemny i z budową związany (choć ten drugi też).
Chciałam tuje podlać.
Tylko.
Tylko, że ja się za szybko przemieszczam.
Mam połowiczne ADHD.
Połowiczne bo to ruchowe, nie psycho.
Tak się śpieszyłam do moich krzaczków... że se nogę w kostce złamałam.
Oj bolało.
A jak mąż mi stope do wiadra z lodowatą wodą wsadził to do dziś mam paluszki skostniałe.

Tak i wylądowałam na Sorze i zostałam zagipsowana. Tylko gładzi mi nie chcieli położyć ;)
Do tej pory jakoś omijała mnie ta NIE-przyjemność biegania po lekarzach i zdawania swojej bytności na widzi_mi_się pani rejestratorki. Ech się troszku pomęcze.

Niezależnie od stanu mojego zdrowia, na budowie pojawili się dziś elewatorzy. Tyle co mi z życia przyszło radości. Wypakowali sprzęty, rozejrzeli się i mają wrócić juto. O 7,00.
Liczę, że prognozy pogony się nie ziszczą. Wiem, że deszcz potrzebny, ale smutno by mi było widząc kupe styropianu i panów w garażu.

Skończyliśmy fugi na płytkach drewnopodobnych i malowanie kuchni. 
Zaczęliśmy też kręcić kg nad schodami, ale w obecnej sytuacji trudno stwierdzić kiedy skończymy.
Trudno wykonywać takie roboty w pojedynkę. Muszę znaleźć jakieś zajęcia jednoosobowe, żeby się mąż mi nie zanudził ;P