niedziela, 29 grudnia 2013

O codzienności, niezrealizowanych planach i dotrzymanych terminach

Nudno strasznie.
Jesteśmy zmęczeni codziennością.
I ciągłymi pytaniami: "Kiedy przeprowadzka?".
Jak tak dalej pójdzie: "Nigdy!"
Ostatni tydzień w chorobie, to i budowa zaniedbana. Dni krótkie, czas biegnie jak opętany, ciągle wychodzą jakieś extra_work`i.
W dodatku się powtarzam. 
W nielicznych wolnych chwilach moje myśli uciekają już do etapu URZĄDZAM. Tylko etap ciągle odległy.
Żeby jednak poczuć trochę zapach nowego domu dałam się ponieść nimi_szaleństwu_zakupowemu. Ikea tak na mnie działa.
Na nowe śmieci dorobiliśmy się kieliszków do wina. 
Skuszona promocją Weekendową 7,99 3,99 (stare kieliszki radośnie tłukłam przez ostatnie lata i tak zostaliśmy o dwóch sztukach z 6-ciu)



No i moje cacko - kosz z pokrywą, u nas z przeznaczeniem na czynności okołokominkowe w kolorze black 
 foto. ikea

Wymacałam też śliczne materiały na rolety i nie zapuszczałam się na dział expozycji, żeby się nie denerwować. 

Nabyliśmy również (w końcu!) zlew. 
Po długich, męczących poszukiwaniach, wybrałam mniejsze zło, czyli zlew kamienny o niezadowalającym mnie układzie komór. Układ zadowalający, w granichach naszych możliwości finansowych, był jedynie w zlewach stalowych. Blech. Tak i dziś do domu przywieźliśmy naszego Franka model MRG 651-78 grafit.
fot. oleole


Ze zlewem miałam swoje przeboje. 
Dwa tygodnie temu usiłowałam kupić w pewnym sklepie internetowym (nazwy tutaj nie wymienię z racji kultury). Minęły dwa tygodnie i telefonu ze sklepu brak, to i wykręciłam, żeby się przypomnieć. Się dowiedział. Pan P., zajmującego się zamówieniami przez telefon, nie kojarzy, to i nie zamówił. Że byłam zestresowana kazałam Panu P. jednak zamówienie pchnąć do przodu. A jak do domu dotarłam to uznałam że o nie, tak się klientów nie traktuje. 
Kupiłam u konkurencji :D 
Świnia ze mnie, ale cóż, prawa rynku. 
Jak ja mam czekać kolejne dwa tygodnie (dwa tygodnie bo koniec roku i "inwentarka jest" ) i może się zdarzyć, że zlew do mnie nie dotrze przed meblami kuchennymi, to ja Panu P. dziękuję. 
Jutro kulturalnie zadzwonię i odmówię. 
Tak więc kuchnia prawie gotowa na meble. Prawie, bo jeszcze fugi na kafle zostały i malowanie. 

A teraz to nie wiem w co ręce włożyć. 
Wczoraj bowiem odebrałam jakże miły telefon od jakże miłej Pani, że nasze drzwi są gotowe na montaż! 
Oj - mówię do Pani - jakie zaskoczenie, bo my nie gotowi. Podłogi nie położone, jak tu drzwi montować?
Zaskoczenie tym większe, że przy zamówieniu drzwi miały być gotowe najwcześniej na 6-tego stycznia. 
Tak i miła Pani oznajmiła, że jak będziemy widzieć światełko w tunelu, to żeby zadzwonić. 
Puki co światełka brak...

Reasumując, jutro dalej lecimy z płytkami podłogowymi.
Nudno strasznie...

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Uffff

Przybył Pan Instalator.
Napełnił instalację wodą, pomacał korki zaślepiające, przeprowadził wywiad co się stało i orzekł, że rozsadzenie rury nie wchodzi w grę, bo nie dałoby aż takiej wielkiej kałuży na posadzce.
Dowiedziałam się też że przed wylewką przeprowadzana jest próba szczelności! A się człowiek całe życie uczy.
Pan Instalator dał zatem naszym rurom czas na przecieki, zająwszy się przeróbkami czujek do ogrzewania.  Po godzinie kałuży  brak!
Pan Instalator powtórnie pogmerał w korkach i się okazało, że woda wyciekała właśnie z niedokręconego, czy tez uszkodzonego korka zaślepiającego wyjście wody.
Nastąpiła rychła wymiana korka  i po kłopocie.
Kamień z serca.
Wizje katastrofy płytkowej poszły w dal.
Jak tylko ozdrowieje możemy wracać do roboty :)

niedziela, 22 grudnia 2013

Złe dobrego początki - czyli mądry polak po szkodzie

We wtorek zadzwonił Pan od kuchni, że w środę chce mnontowac meble.
Nie ukrywam, że byłam mocno zaskoczona, szczególnie, że początkowe uzgodnienia sugerowały, że Pan Kuchenny przez świętami się nie wyrobi.
A tu  proszem, niespodzianka.
Niespodzianka miała jednak drugie dno.
Pan Kuchenny oświadczył, że blat, który wybrałam nie jest już w tym roku produkowany bo coś tam, więc on proponuje montaż szafek teraz, a po nowym roku domontowanie blatu lub wybranie innego.
Że nie jestem zwolennikiem zmieniania zdania na takim etapie, a tym bardziej roboty na raty, subtelnie odmówiliśmy montażu w tym roku.
A że przy tym jesteśmy w lesie z przygotowaniem bazy pod montaż kuchni to w sumie nam trochę na rękę.

W sobotę zaskoczył nas drugi telefon od Pana Instalatora CO, H2O i Kotłowni. Rzekł, że jedzie podłączyć kocioł.
Jak powiedział tak i dotarł.
Przywiózł też grzejnik łazienkowy.
Jak się okazało nie ten co trzeba - podobno  Panowie na magazynie pochrzanili modele, ale skoro już tam był, to odebrał to postanowił przywieźć, bo a nóż widelec nam się spodoba.
Nie spodobał się.
Grzejni pojechał na  magazyn, a my dalej czekamy.
Niezależnie od łazienkowca, Pan Instalator napuścił wody do zbiornika, po montował brakujące śrubki i zaślepki i odpalił grzanie.
Można powiedzieć, że mamy teraz ciepło w domu :D
Zobaczymy jak długa będzie moja radość kiedy przyjdzie rachunek za gaz.
Pan Instalator pojechał, my zadowoleni, wszystko pięknie ładnie.

Dwie godziny później przybywa Małżonek i oznajmia, że rura strzeliła i na naszych świeżo ułożonych płytkach jest sobie kałuża wody.
Co poczułam i jak mi się ciepło zrobiło wspominać nie trzeba!
Po szybkiej konsultacji z Panem Instalatorem okazało się, że walnęła rura od wody użytkowej (dobrze że nie podłogówki), Pan zarządził zakręcenie obiegu użytkowej, spuszczenie wody i oznajmił że będzie w poniedziałek.
Co nas prawdopodobnie czeka?
Kłucie płytek podłogowych (tych świeżo ułożonych, co nas dużo brzydkich słów kosztowały), rycie wylewki i zapewne ściany i wymiana rur.
Pozostaje mieć nadzieję, że rura puściła tuż przy ścianie i szkody w płytkach będą stosunkowo niewielkie.
Niezależnie od ogromu szkód, bo całej akcji czeka nas wyłożenie części wylewki, ułożenie na nowo płytek i zafugowanie, tak żeby wyrobić się na umówiony na połowę stycznia montaż mebli.

Tak oto moje wstępne irytacje dotyczące obsuwy meblowej, zamieniły się nagle w wielką radość. Bo jak sobie pomyślałam, że ta woda miałaby walnąć pod nowo zamontowanymi meblami, to chyba bym się już w tym roku o pracy na budowie nie zmobilizowała.

Tak więc w ramach cyklu mądry polak po szkodzie
Zanim się człowiek weźmie za układanie płytek, a już nie daj innych i bardziej kosztownych kroków,  koniecznie należy puścić w obieg wodę i inne instalacje.  

Tymczasem z duszą na ramieniu czekam na jutrzejszy dzień.

sobota, 14 grudnia 2013

Płytki, płytki i .... płytki

Nudno jednym słowem.
Ale w końcu mam pare fotek.
Co prawda już z lekka nieaktualne, znaczy położyliśmy więcej.
No i jest trochę czyściej :)
Niemniej ciągle nieskończone.
Zauważam bowiem u siebie pewną prawidłowość - jeżeli robota trwa dłużej niż 3 tygodnie, moja mobilność i chęć drastycznie spada. A czas ucieka.
Łech...


Salon i kuchnia (i generalnie cały dół, którego tu nie widać)

I akcja kuchnia.
Moja osobista ściana, moja duma.
Sama jednoosobowo, własnymi ręcyma :D
 Jest tam kilka drobnych niedociągnięć.
Ale w głowie mam argument, że to mój debiut.
Dumnam.

Najwięcej radości w całej akcji wywołała w nas maszynka do cięcia płytek, wyposażona w otwornice.
XXI wiek a my prehistorycznie kółeczka na korbkę wycinamy.
Cud miód.

A wystarczyłoby nabyć właściwą otwornice do wiertarki.

Jako że potrzeba jest matką wynalazku, mąż kombinuje jak tu do owej maszynki domontować wiertarkę, żeby nie kręcić siłą mięśni własnych.
Leń ;)

niedziela, 24 listopada 2013

Podłóg układanie

Jak nie ma mnie tu to jestem na budowie.
Tak od dwóch tygodni. Niezmiennie. Nieprzewalnie. Układamy podłogi.
Idzie jak krew z nosa.
A jakże ma iść, gdy doświadczenia brak (wszak nie można doświadczeniem nazwać 10 m kw. w spiżarce i kotłowni). I do tego praca zarobkowa. Jakby tak człowiek mógł się urwać na jakiś tydzień czy dwa urlopu, byłoby po sprawie. Ale nie, tu osiem albo i więcej godzin w pracy, szybki obiad i max 3 h dziennie dla płytek zostaje.
I jeszcze dylatacje, esz te cholerne dylatacje.
Przez dylatacje, musieliśmy zrywać pięć płytek, żeśmy się rozpędzili zapominając o pracujących płaszczyznach i innych pierdołach. Chciałby człowiek ładnie te dylatacje zrobić. A że gruba fuga fe się wydaje, idzie człowiek w te pędy do sklepu, a to cholerstwo takie drogie. 2,5 metra metalu, ładnego metalu, bagatelka 100 zł.
Pogrzało...
To i są te tańsze, aluminiowe. Ale chociaż pasują kolorystycznie do wszystkiego, czyli do uchwytów w szafkach, rączki kominka, planowanych klamek itp. Tak bo u mnie to jeszcze pasować musi. A przynajmniej powinno.

Udało się dwa dni wolnego wyhaczyć to i w piątek (a w sumie to pół piątku, bo pierwsze pół spędziliśmy na zamianie włazu kanalizacyjnego, rąbaniu drwa i ogólnych porządkach) i sobotę (a w sumie to też pół soboty, bo trzeba było klej do płytek dokupić), popełniliśmy 2/3 kuchni.
Dziś zgodnie z wyznaniem dzień odpoczynku.
Jutro, dzień drugi wolnego. Pobudka max 7,00 szybkie śniadanie, mała kawa i znowu na klęczki i wyścig z czasem.
Czas umilamy sobie odliczając zużyte wiadra lub worki kleju :) zamiennie, żeby nie zwariować. Jak w więźniu, za przeproszeniem, niebawem zaczniemy rysować kreski na ścianie.
To dopinguje, szczególnie kiedy palce u rąk, kolana i krzyże odmawiają współpracy.
Jesteśmy zmęczeni, ot i tyle. 

I był też Pan na pomiar drzwi wewnętrznych - ale to inna historia, jeszcze nie do poruszania bo umowa nie podpisana. 

Mamy tydzień do końca listopada.
Na Święta, były plany, w nowym domu...
Chyba nam się plany zmienią.
Do przeprowadzki zostało co najmniej zrobienie łazienki (zrobienie w całości - mamy gołe ściany), położenie połowy podłogi w pomieszczeniach dolnych, ułożenie moich kochanych Nugatów na ścianę w kuchni i rozłożenie paneli w małym pokoju.
A właśnie - wczoraj kupiliśmy panele :D
Choć tyle na pocieszenie nieubłaganie uciekającego czasu. 
Jutro na budowę idę z aparatem.
Będę uwieczniać dla potomnych.
Może się podzielę ;)

sobota, 9 listopada 2013

Intensive - ogrzweanie, schopping i duperele

W końcu mamy zamontowaną kotłownię.
Jeszcze nie chodzi, ale jest.
Prace trwały całe 1,5 dnia. Pan Adam jak zawsze niezawodny czasowo.


Ot tak się prezentuje masz śliczny piecyk z zasobnikiem na tle boskiej, grafitowej ścianie.
Zdradzę jedynie, ze kolor będzie miał swój cd. w naszym domu :)


Teraz oczekujemy na grzejniki. Nie obeszło się bez ciężkich chwil. Wstępnie grzejniki do pokoi miały być płaskie, bardziej nowoczesne. Jednak stan kota przemówił nam do rozsądku. Postawiliśmy na najpopularniejszy i najekonopmiczniejszy model. Compakt Ventil firmy_by_Purmo


fot. purmo.com

W sumie wygląda dość ładnie, klasycznie i chyba będzie pasował do każdego wystroju wnętrza.
Te montowane będą już w przyszłym tygodniu.
Gorsza z łazienkowcem, wszak w ramach radosnej twórczości postawiam na model w kolorze black gloss, model Retto_by_ IstalProjekt. 

fot. instalprojekt.com
Ile przyjdzie nam na niego poczekać, nie wiadomo.


W tzw. międzyczasie, kiery Pan Instalator dłubał w kotłowni, my wylądowaliśmy w Castoramie. Jakże mało popularny sklep, podobnież dla "ubogich" z dziadowskim towarem, ale jak Castorama ma urodziny i rozdaje karty podarunkowe czyli daje pieniądze na zakupy, tam się odbywa istne szaleństwo. Nabyliśmy kilaka dupereli, ale najważniejszy jest ten...

fot. rossi.pl
Cudny dozownik na płyn do mycia naczyń. Mój w kolorze white :)
Czuje powiew przeprowadzki. 
Tak oto zdobyliśmy kartę z 30 złotymi na dalsze zakupy ;)
I teraz w szaleństwie, planujemy jutro kolejny wypad - trzeba zakupić regipsy.

Przesypiamy się też decyzją co do drzwi wewnętrznych. Cena mimo, że niska w aspekcie pojedynczej sztuki, tak w perspektywie całego domu, troszkę nas zmiażdżyła. Jak się to skończy okaże się w przyszłym tygodniu, to i modelu nie zdradzę.

czwartek, 7 listopada 2013

Pierwsze w kominku palenie

We wtorek ziąb zmobilizował nas do zaognienia sytuacji w kominku.
Tak się domowo zrobiło.
To kominek jeszcze w wersji czystej, nieokopconej...
Do czasu, aż z obudowy zaczął wydostawać się śmierdzący dym. Ponoć tak mają nowe nieprzepalone kominki. Jak szybko zrobiło się ciepło tak samo prędko trzeba było wietrzyć.
Wczoraj było lepiej, też czuć było przepalaną farbę, ale już nie kopciło.
Liczę że w najbliższych dniach już będzie ok.
Puki co przy kominku zatem oczekujemy na instalatora.
Jutro montujemy kotłownie.
Przed nami ból wyboru grzejników.

środa, 30 października 2013

Kuchnia - zamawiamy, urządzamy, wyposażamy

Jak w tytule i nijak inaczej.
W sobotę klepnęliśmy zamówienie kuchni. Śliczna biała z pleudodrewniamym blatem i szufladami na cudnych prowadnicach. Czuję lekki niepokój zamawiając tak duże meble na postawie kawałeczka drewienka w salonie, ale przecież nie ja pierwsza i nie ostatnia, a ludzie z reguły zadowoleni. Liczę, że Pan Kuchniowy wyczuł czego od niego oczekuję.
Pan był też zdziwiony widząc stan samego pomieszczenia bo płytki jeszcze nie tknięte. My jednak planujemy się wyrobić. Jak i kiedy, niebiosa raczą wiedzieć.
Tak i w pędy trzeba było wybrać sprzęt.
Decyzje, które męczyłam przez ostatnie tygodnie musiałam podjąć się już natychmiast. To i efekty są inne niż zamierzone.
Aktulanie dorobiliśmy się
piekarnika Samsung BT62TDBCT- miał być inny (tańszy i zwyklejszy) ale przecież takie zakupy raz na czas. Tak i mój piekarnik ma wymarzone prowadnice teleskopowe (phi, przyziemne marzenia), całą masę zapewne zbędnych programów i mam nadzieję boską funkcje TwinConvection (czyli możliwość pieczenia dwóch potrwa jednocześnie w dwóch różnych temperaturach - już się nie mogę doczekać testowania)

płyty gazowej Samsung GN7A2IFXD - śliczna 5-palnikowa. Nie ukrywam, że chciałam śliczniejszą, czarną emalię, te inoxy na płytach i zlewach średnio do mnie przemawiają. Ciężko jednak w obecnych czasach, kiedy wszędzie wylewa się szkło hartowane, kupić czarną emalię 5-palnikową o szerokości max 75 cm i cenie, która nie zwali z nóg. Niestety na Smeg`a nie wystarczyło :( Tak i padło na naszego ulubionego Samsunga i liczę na udaną współprace w czyszczeniu.

zmywarki Bosch SMV53L50EU - zintegrowany panel, połowa załadunku, GlassProtekt, sygnaliozacja zakończenia pracy, stosunkowo niski pobór wody (stosunkowo jak na Bosch`a) i klasa A++. Moje plusy na ten model.

Palnujemy też zamach na zakup okapu Mastercook WKR90X. Musi być szerokość 90 musi być utrzymany w takiej stylistyce właśnie. Innego nie znalazłam. Choć jeszcze myślę ;)



 foto. ceneo.pl

Lodówka puki co pozostaje w sferze zakupów nieosiągalnych. Będziemy eksploatować starą, czyli będzie nieskładnie, ale ekonomicznie.

A żeby się wziąć za płytki, trzeba zagruntować. Jak złapałam za wałek, to się okazało, że grunt na ściany biały i chlapie niemiłosiernie. Grunt się skończył, nie ma czasu dokupić to i płytki leżą i czekają. I jak tu się ogarnąć na święta.
Mamy za to farbę do kuchni :) Została przetestowana w kotłowni - jestem zauroczona, będzie po mojemu :D

piątek, 25 października 2013

Kanalizacja w dwóch odsłonach

Mamy za sobą chyba najcięższą i najbardziej stresująca dla mnie robotę na przestrzeni całej budowy.
Niestety kanalizację w wielkim mieście trzeba mieć. Fakt niepodważalny.
Co się z jej budową wiąże już wiem i nie chcę więcej tego przeżywać.

Nie dość że człowiek musi się dostosować do terminu na zajętość pasa drogowego wyznaczonego przez jednostkę transportową, to jeszcze trzeba się przy tej zajętości uwijać. Do tego dochodzi urocza głębokość posadowienia sieci kanalizacyjnej na bagatelka 4,7 m głębokości oraz sąsiedztwo budynku od wykopu w odległości metra i nerwówka gotowa.W mojej głowie liczne wizje katastrof budowalnych i drogowych, wypadki, piesi leżący w rowie....

Tak i przez ZIKiT w poniedziałek nasi Panowie popełnili wycinkę asfaltu i wykop w ulicy, blokując ruch drogowy. O dziwo nikt nie trąbił... Dokopali się na głębokość 4,7 metra w poszukiwaniu sieci, pokonując po drodze liczne przeszkody w postaci niezinwentaryzowanych na mapach kabli energetycznych.
Potem na dno wykopu teleportował się Pan z MPWiK`u aby dokonać wpinki. A że rura sieciowa stara, betonowa, to i wpinka trwała całą godzinę. Potem było z górki. Siodło, kolanko, metr kamionki i zasypujemy.
O 16,00 na drodze skoczek ubił pospułe i tyle Panów widzieliśmy.
w tzw. międzyczasie zaszczycił nas Inspektor z MPWiK`u obejrzeć roboty i podejście pod wodomierz. 




Dzień drugi minął na pracach w ternie niedrogowym. O tyle łatwiej. Choć wykop 3 metrowy na metr od budynku o niepewnych fundamentach, też do przyjemności nie należy. Tam na szczęście nie było nieprzewidzianych kabli, ale na dnie wykopu zastaliśmy szeroką warstwę mokrego iłu. Pan Koparkowy łatwo przy tej brei nie miał. Ale okazał się bardzo pełno sprytny, pokonując swoim dinozaurem śliskie przeszkody. I o dziwo budynek się nie zawalił, choć nie wiele brakowało do obsunięć ziemi.
Panowie zainstalowali tysiączke i wpięli się do przygotowanej dwa tygodnie temu instalacji.

 



Niestety terem zrujnowany, musi intensywnie odstać bo ta nasza ziemia do ubijania się nie nadaje. Choć i tak pogoda dopisała. Ten weekend należał do najcieplejszych w przeciągu ostatniego miesiąca. Wolę nie myśleć jakby to wyglądało, gdyby spadła choć odrobina deszczu.
Czekamy jeszcze na jeden transport pospuły żeby utwardzić wjazd i wylanie asfaltu na droge.
Niemniej najgorsze za nami.
Oczekujemy na inwentaryzacje powykonawaczą, po otrzymaniu której spiszemy sobie protokół odbioru w MPWiK`u i zostanie nam zamontowany wodomierz.
Tak oto wiemy że jeszcze w trym roku doczekamy się podpiętej kotłowni.

środa, 9 października 2013

Zimna woda zdrowia doda

Oj, prawdy w tym dużo.
Choram była przez ostatnie tygodnie, nie tytlko przez watę. Ale tez przez brak wody i kanalizacji. I brak perspektywy na rychłą zmianę stanu rzeczy.
Ozdrowiałam.
Wczoraj na działkę wtargnęła kopara, a dziś chłopaki jak zaczęli robić, tak po powrocie z pracy, swoich włości nie poznałam.
Istne pobojowisko :D
Ale jak cieszy. 
Mamy zatem położoną w ziemi połowę instalacji wewnętrznej.

Gość od ogrzewania zamówiony na za dwa tygodnie.
Czuję radość.
cdn.

piątek, 20 września 2013

Ocieplania poddasza cd.

Za nami dzień drugi rozkładania waty.
I szło nam całkiem fajnie i z warwą rozkładając super-mate.
Faktycznie trzyma się bez sznurkowania (choć my na sznurki się zdecydowaliśmy z uwagi na brak doświadczenia), ładnie się rozkłada, praca idzie do przodu.
Aż się chce docinać.
Rozwaliła nas dziś uni-mata, którą kładziemy na stryszku. Jakaś porażka. Drze się, filcuje, klei do wszystkiego. Nim ją człowiek podepnie profilami to już połowę można przez nieuwagę podrzeć.
Cóż, jednak na taką się zdecydowaliśmy i trzeba to zdzierżyć. Na szczęśćie tylko jako druga warstwa na stryszku.
Pomieszczenia mieszkalne robimy tylko super-mata.
Tak więc naszej męczarni zostało jeszcze dwie rolki.
A to efekty naszej dwudniowej pracy.
Stryszek prawie położony w dwóch warstwach, piętro w całości rozłożone sufity, skosy pierwsza warstwa w pokojach.




Zostało:
- wyłożenie drugiej warstwy w pokojach i całość sypialni nad garażem,
- skos w łazience i nad schodami.
- no i nieszczęsna obróbka okiem i włazu na stryszek
- ...profile na koszowe :/
- i do końca urlopu3 dni robocze.
Tak dobrze byłoby zamknąć tę robotę przed pójściem do roboty.

czwartek, 19 września 2013

Para buch, wata w ruch...

Nie wytrzymaliśmy ciśnienia profilowego.
Ileż można obijać żelastwo. Monotonia zżarła by nasz zapał do pracy.
Tak i rozpoczęliśmy układanie waty tam gdzie to możliwe.
Rozłożyliśy pierwszą wastwę na stryszku i w dwóch pokojach.
Zaczęliśmy też drugą warstwę w jedym z pokoi.
Jutro kończymy stryszek i zabieramy się za obróbkę okien.

Padamy na pyszczki.

poniedziałek, 16 września 2013

3 action in one day

Co za dzień szalony...
Aż mi się na inglisz wzięło. 

Trwa czwarta doba walki z montażem stelaży pod ocieplenie. O ile przed robotą byłam przekonana, że stelaże poleca jak z piórka, a z watą będzie cyrk, tak teraz stelaże wychodzą mi bokiem. Przy czy końca nie widać. Nie ruszyliśmy jeszcze obróbki okien dachowych i krokwi koszowych.
Zanosi się jednak, że w ramach relaksu, żeby nie zwariować, w środę zaczniemy kłaść watę na stryszku, gdzie stelaże skończone. A w tzw. międzyczasie będziemy na dochodne wykańczać koszowe.
Aktualny, mało profesjonalny stan wygląda następująco. 



 Do tego w komplecie wszędzie wala się wata.
O ociepleniu tyle, bo po dniu dzisiejszym, mam go serdecznie dość. 

Przyjechał do nas również Pan z Tauronu zamontować licznik. Był dość punktualnie.
Okazało się jednak, że robota jeszcze się nie skończyła.
Przed montażem skrzynki nasi Elektrycy musieli rozplombować pierwszy w szeregu licznik na listwie, żeby coś tak pociągnąć.
Że o powiyższym nie powiadomiliśmy Tauronu przy umawianiu terminu montażu licznika, to Pan nam dziś oznajmił, że nie zaplombuje. Bo on zlecenia nie ma! Na tro żeby założyć dwa kawałki drucika z plakietką!
Musimy jechać do Tauronu i złożyć zamówienie na "oplombowanie zabezpieczenia przedlicznikowego". Wtedy przyjedzie Pan po raz wtóry, z takimi samymi drucikami jak dziś i plakietkami, ale inną naklejką na papierku.
Ot Ci biurokracja. 

Najlepszy  hit miał miejsce z drzwiami. Tak, tak, doczekaliśmy się drzwi zewnętrznych :D
Panowie byli umówieni na dziś godz. 8,00-8,30. 
Zapadła godz. 10,00 a Panów ni widu ni słychu. To my za telefon i dzwonimy. 
Mąż się przedstawił z nazwiska (że mamy ochronę danych osobowych to owego nie podam, ale roboczo nazwijmy nas Państwem X ;P). 
To i mąż mówi: Tu Pan X mieliście być dwie godziny temu?
Na co Pan odpowiada: Ale my jesteśmy  u Pana X. Właśnie montujemy!
Mąż: jak to montujecie, jak Was tu nie ma.
Pan: No tu w Nieznanowicach. 
Mąż: Gdzie?! My jesteśmy na ulicy YYY!
Pan: ...konternacja... To ja zaraz oddzownię. 

Pięc minut później dzowni Pani żona Pana montera i oznajmia, że nastąpiła tak niesamowiat zbieżność, że było dwóhc zpanów X i oni pomylili i pojechali do tego drugiego. 
Mąż: Ale chyba nie z naszymi drzwiami
Pani: Nie Państwa drzwi tu są.
...itd. 
Tak oto delikatnie wymusiliśmy na Państwu monterach drugą robotę w ciągu tego dnia. 
No przesz jak się umówili, a strare drzwi zdmeonotwane, to co ja teraz z tym fantem miałbym zrobić, np. do środy?
Tak więc przyjechali. Zamontowali. Przeprosili za nieporozumienie. 
Mamy drzwi :) 
Z prawdziwego zdarzenia.  Drzwi z nieprawdziwego zdarzenia stają oparte o ścianę, o tam po lewej stronie.
 Zameczek listowy, z kompletem 5-ciu kluczy. 


Czekamy co przyniesie jutro.
Czyli dzień piąty walki z profilami i montaż gazomierza. 

niedziela, 15 września 2013

Łazienkowe inspiracje i realizacje

Niedziela, jak każda w trakcie budowy, mija leniwie przed komputerem w poszukiwaniu mądrych rad, promocyjnych artykułów, a przede wszystkim inspiracji.
Ponieważ wir prac budowlanych kręci się coraz mocniej, nadejszła ta ważna chwila aby zrealizować zamówienie na łazienkę.
Ciągle w głębi serca wierzymy, że Święta spędzimy w swoich czterech kątach.
A jak że tu funkcjonować bez łazienki. 
Plan na ową dolną mam od dawna. Jeszcze kilka miesięcy temu buszując w sieci znalazłam coś, co od tamtej chwili prześladuje mnie na każdym kroku. Zwłaszcza kiedy chcę wygooglować inspiracje łazienkowe.
No cóż, nic innego nie przemawia do mnie aż tak.
Ot i nasza przyszła mała łazienka.
źródło: domtrendy.pl

Pełna energii, radości, żywego koloru.
Mała, ale jakże hipnotyzująca.
Tak, w takiej aurze chciałabym brać prysznic.
Wiem, że nie uda się odwzorować idealnie tej przestrzeni. Nasza łazienka ma wiele zbędnych, nikomu do szczęścia nie potrzebnych kantów, rogów, wcięć. Istny bajzel. Wiem więc, że efekt końcowy naszej łazienki będzie zupełnie inny. Ale nic tam. Innej wizji już mieć nie potrafię.
Liczę też, że płytki na które postawiliśmy choć odrobinę spełnią nasze oczekiwania kolorystyczne. Nie jest bowiem łatwo szukać płytek z obrazka znalezionego gdzieś w sieci.
Te są chyba jednak najbardziej zbliżone, a w najgorszym wypadku będziemy uskuteczniać wpływ światła sztucznego na kolorystykę ;)
Nasze płyteczki. Producent Paradyż, kolekcja Vivida/Vivido kolor Verde. 
Źródło: ceramika24h
Verde Nasz motyw przewodni. 
Całe zestawianie kolorystyczne pozostaje jak w inspiracji. Zestawienie verde, czerni i bieli. Na stelażu toalety zamiast dekoru w kwiaty, chcemy wprowadzić klasyczną czerń w wersji struktura. 
No i cholernie podoba mi się ta czarna półeczka i verde grzejnik. Niestety grzejnika już nie udało mi się namierzyć. W jego miejsce pójdzie klasyczny ręćznikowiec wkolorze czarnym. A półeczki zwyczajne nie mamy gdzie zabudować. 
No, chyba że po naszej przygodzie z ocieplaniem poddasza tak mocno zżyjemy się z profilami pod kg, że nad stelażem toalety sobie półeczkę popełnimy :) 

czwartek, 12 września 2013

Wszędobyskie żelastwo

Wczoraj zaczęliśmy prace związane z montażem profili na poddaszu.
Męka, oj męka.
O ile montaż na sufitach w pokojach jest względnie nieskomplikowany, tak już skosy doprowadzają do szaleństwa. O samym szczycie połaci dachowej lepiej nie wspominać.
W całym domu walają się ścinki profil, multum sznurków i generalnie można się zabić na każdym kroku.
Ze wsparciem dotarli teściu ze szwagrem. Działamy. O jednej drabinie ;) dziesiątkach, jak nie setkach metrów kabli z przedłużek, całą masą chęci, ale brakiem pojęcia w temacie :)
A zabawa zacznie się dopiero przy koszowych.
Najzabawniejsze, że użytkownicy sieć webowej znający temat, strzegą pilnie tajemnicy.

Ogłoszenie parafialne.
Gdyby, w najbliższych godzinach/dobach trafił tu ktoś doświadczony w temacie montażu stelaży na koszowych i był tak wspaniałomyślny aby podzielić się wiedza, zapraszam do kontaktu :D

niedziela, 8 września 2013

Ocieplenie murtłat i dalsze formalności budowlane

W końcu za nami klejenie styropianu na murłaty.
Tydzień z głowy.
Tak to jest jak się na budowę wychodzi o 18.00, a po dwóch godzinach już ciemno.
Najintensywniej minęła oczywiście sobota. Na tyle intensywnie, że mnie coś w plecach rąbnęło.
Grunt to zakończona robota.

Najwięcej nerwów kosztowały narożniki. Jak się ambitnie podchodzi do tematu i chce kleić narożnik na zakładkę, naprawdę trzeba wziąć garść proszków uspokajających.

Po robocie została cała masa ścinków i kulek styropianowych. No takie są efekty łączenia styropianu i piły. Gorsza bo cholerstwa nie da się odkurzyć, bo się rura zatyka pod wpływem tarcia, elektrostatyki itp.

Jutro musimy uszczelnić ewentualne niedoróbki (a kilka ich niestety jest), tak żeby od wtorku wystartować z watą.

 A poniżej efekty opierania styro o okno południowe w bardzo słoneczny dzień. 


W ramach formalności budowlanych:
1. Mamy zieloną kartę w energetyce. Niestety mąż nie podpisał jeszcze umowy dystrybucyjnej - kolejki w Enionie dobijają. Do dwóch tygodni mają się zjawić Panowie do plombowania licznika. W końcu będziemy mieć prąd w gniazdkach, Choć gniazdka jeszcze nie dotarły.
2. Podpisaliśmy umowę przyłączeniową w wodociągach. Możemy zacząć roboty. Czekamy wiec na firmę, która ma do nas dotrzeć pod koniec września.
3. Nie znaleźliśmy czasu, żeby uderzyć do gazowni. Faktura za przyłącz zapłacona, geodezja podwykonawcza w gazowni się robi. Musimy poczekać do środy, czyli do urlopu i wtedy uderzyć. Fachowiec od ogrzewania zamówiony na drugą połowę października.