poniedziałek, 12 listopada 2012

Na nasze szczęście...

... kiedy zaczęło mżyć, chłopaki byli bliżej nas niż powrotu do bazy.
To i ambitnie dotarli na miejsce robót i niemniej ambitnie postanowili pracować.
Odebrali kolejny transport przeróżnych sprzętów, cierpliwie wiązali zbrojenia, żeby na koniec roboczego dzionka rozstawić szalunki do rowów.


Mimo całodziennych opadów (a miła Pani na TVN twierdziła, że popada tylko przelotnie; i że nawet się słońce wychyli; nie wychyliło się!), niezbyt przyjaznej temperatury oraz rozlicznych przerw na rozgrzanie zmrożonych rąk przy kawie, dzisiejszy dzień chyba można zaliczyć do pracowitych.
 
 Zbrojenia spoczęły tam gdzie ich miejsce, a następnie z nieba lunął jeszcze bardziej obfity deszcz.


 Mimo paskudnej pogody i zapadającego mroku ma nas jeszcze nawiedzić Pani Zosia - Kierownik, żeby sprawdzić czy Panowie aby się z powołaniem nie minęli.

A na rozgrzanie o tu, tu będzie kominek :D



Dla takich chwil warto wstawać rano do pracy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz