niedziela, 16 listopada 2014

Humanitarna walka z Cosiem

Coś o czym pisałam w ubiegłym tygodniu, chyba nas opuściło.
Odpukać w niemalowane, co by toto nie powróciło.
Na szczęście walka odbyła się w sposób nie zmniejszający populacji Cosia.
W toku zabawy w Sherlock`a Holmes`a ustaliliśmy, że zwierz wspina się namiętnie po jednym tylko rogu budynku wzdłuż rynny, skąd prawdopodobnie przedostawał się na dach i dalej jakąś dziurą pod dachówkę.


Odcinek rynny biegnący od dachu do ściany wydawał być się jego jedyną szansą na podbój naszego poddasza, to i mąż radośnie rynnę odinstalował.
Coś okazało się jednak sprytne i poszło sobie na drugą rynnę.
Ale mąż sprytniejszy od Cosia! Ściągnął wszystkie rynny.
Dzięki o Panie, że nie padało przez ostatnie dni, bo byśmy przez tydzień elewację szorowali.
Po nocce bez rynien elewacja upaprana była na każdym rogu. Niestety Cosiowi zabrakło mostu na dach. Kolejnego dnia śladów na elewacji już nie było.
Dla bezpieczeństwa, stan bezrynnowy planujemy pozostawić przez najbliższe kilka dni lub tygodni, na ile pozwoli pogoda.
Coś niech sobie w tym czasie inne gniazdko znajdzie.
My jednak pozostajemy czujni, w stanie obserwacji i gotowości.
Jeżeli Coś wróci będzie musiało stoczyć z nami długą walkę o poddasze :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz