sobota, 14 grudnia 2013

Płytki, płytki i .... płytki

Nudno jednym słowem.
Ale w końcu mam pare fotek.
Co prawda już z lekka nieaktualne, znaczy położyliśmy więcej.
No i jest trochę czyściej :)
Niemniej ciągle nieskończone.
Zauważam bowiem u siebie pewną prawidłowość - jeżeli robota trwa dłużej niż 3 tygodnie, moja mobilność i chęć drastycznie spada. A czas ucieka.
Łech...


Salon i kuchnia (i generalnie cały dół, którego tu nie widać)

I akcja kuchnia.
Moja osobista ściana, moja duma.
Sama jednoosobowo, własnymi ręcyma :D
 Jest tam kilka drobnych niedociągnięć.
Ale w głowie mam argument, że to mój debiut.
Dumnam.

Najwięcej radości w całej akcji wywołała w nas maszynka do cięcia płytek, wyposażona w otwornice.
XXI wiek a my prehistorycznie kółeczka na korbkę wycinamy.
Cud miód.

A wystarczyłoby nabyć właściwą otwornice do wiertarki.

Jako że potrzeba jest matką wynalazku, mąż kombinuje jak tu do owej maszynki domontować wiertarkę, żeby nie kręcić siłą mięśni własnych.
Leń ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz