poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Nieoczekiwany zwrot akcji

Nie go końca przyjemny i z budową związany (choć ten drugi też).
Chciałam tuje podlać.
Tylko.
Tylko, że ja się za szybko przemieszczam.
Mam połowiczne ADHD.
Połowiczne bo to ruchowe, nie psycho.
Tak się śpieszyłam do moich krzaczków... że se nogę w kostce złamałam.
Oj bolało.
A jak mąż mi stope do wiadra z lodowatą wodą wsadził to do dziś mam paluszki skostniałe.

Tak i wylądowałam na Sorze i zostałam zagipsowana. Tylko gładzi mi nie chcieli położyć ;)
Do tej pory jakoś omijała mnie ta NIE-przyjemność biegania po lekarzach i zdawania swojej bytności na widzi_mi_się pani rejestratorki. Ech się troszku pomęcze.

Niezależnie od stanu mojego zdrowia, na budowie pojawili się dziś elewatorzy. Tyle co mi z życia przyszło radości. Wypakowali sprzęty, rozejrzeli się i mają wrócić juto. O 7,00.
Liczę, że prognozy pogony się nie ziszczą. Wiem, że deszcz potrzebny, ale smutno by mi było widząc kupe styropianu i panów w garażu.

Skończyliśmy fugi na płytkach drewnopodobnych i malowanie kuchni. 
Zaczęliśmy też kręcić kg nad schodami, ale w obecnej sytuacji trudno stwierdzić kiedy skończymy.
Trudno wykonywać takie roboty w pojedynkę. Muszę znaleźć jakieś zajęcia jednoosobowe, żeby się mąż mi nie zanudził ;P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz