piątek, 30 sierpnia 2013

Trechę leniwie

Co tu dużo gadać.
Obijamy się od tygodnia.
Poprzedni męczyliśmy w kotłowni na ukłądaniu płytek. Męczyliśmy bo tam spadki. A płytki duże. A my niedoświadczeni. Resztę można sobie wyobrazić. Ostatecznie po 4 popołudniówkach intensywnego kombinowania, skończyliśmy. Teraz  czekamy aż całość wyschnie. Jutro czeka nas fugowanie.
Oprócz tej roboty kolejne dni mijają, a my od ściany do ściany szukamy zajęć.
Wszystko wina jak zwykle niedogadania. Czekamy na watę, żeby ruszyć z ociepleniem. Wata ma dojechać dopiero w poniedziałek.
Tak więc cały miniony tydzień spędziliśmy na malowaniu drzwi z odzysku (będą wstawione między kotłownią a garażem) - fatalna robota wynikiem fatalnego dobory farby- blechhhh, domurowywaniem ścianki aby ów drzwi było na czym osadzić, docieraniem tynków, przeróbkami instalacji elektrycznej w kuchni (włos się jeży, ile jeszcze razy...).
W sumie tyle.
Czyli nic.
Bo czkamy na watę.
W tzw. międzyczasie intensywnie podczytujemy na temat właśnie ocieplania poddasza, kładzenia styropianu i całej tej otoczki.
Czekamy też na wizytę Dachowców. Okno dachowe dokupione dwa tygodnie temu czeka. Się nie może doczekać, bo jak się dziś dowiedzieliśmy Szefowi Dachowców we wtorek urodziło się dziecko :) Jak tak to rozumiem obsuwy czasowe.
Dzwonili też od drzwi (! już są!). Ale że z naszą dyspozycyjnością ciężko - montaż dopiero 16 września.
No i najlepsza wiadomość tygodnia. W końcu udało nam się uzgodnić projekt zamienny na wodę. W poniedziałek składamy umowę przyłączeniową w MPWiK`u żeby oczekująca ekipa mogła wejść jeszcze we wrześniu. A jak się już dorobimy wody i kanału i poddasze zrobimy, to będzie po co rozglądać się za piecem.
Przyszła też faktura za opłatę przyłączeniową z gazowni i złożyliśmy papiery do energetyki.
W końcu jakaś perspektywa, że Święta w nowych murach spędzimy.

Tak oto mieliśmy chwilę przestoju, aby zebrać siły na intensywny wrzesień. 

niedziela, 18 sierpnia 2013

Płytkowe szaleństwo

Tak już mamy w naturze wraz z mężem, że chcemy zawsze wszystko sami.
Śmiem twierdzić, że gdyby nie gonił nas czas i parcie na rychłą przeprowadzkę, mury również postawilibyśmy sami. Ale cóż, fachowcom też trzeba dać zarobić.
Samoróbstwo odbijamy sobie teraz.
Na chwilę obecną kładąc, a raczej ucząc się kłaść płytki.
Ot i nasze pierwsze podboje.

Tej soboty rozłożyliśmy płytki w spiżarce.
Początki były niełatwe.
Poleciało kilka niemiłych słów.
Kilka sztuk musieliśmy zerwać i położyć powtórnie.
Troszke trzeba było poeksperymentować.
Ostatecznie nie stłukliśmy żadnej płytki. Uszkodziliśmy tylko nóż do cięcia.
I całość wyszła dość prosto, również na poziomie. Oczywiście jest kilka miejsc gdzie czuć pod ręką nierówność. Ale przecież w spiżarce na rękach chodzić nie będziemy :)
Jeżeli płytki  nam nie odpadną do jutra, za tydzień kładziemy kotłownie, a poteemmmm to już tylko salony zostają.
Dziś kupiliśmy śliczną antracytową fugę, aby jutro zakończyć dzieła. Przyjemniej na tym etapie.
Czeka nas jeszcze kładzenie cokołów i listw dylatacyjnych, no i nieszczęsne schodki. Ale to sobie zostawimy na podwieczorek. Czyli na za kilka tygodni.

Podjęłam też ostateczną decyzję co do płytek kuchennych.
Jednak będzie kafel biały Vives Mugat.
Dziś zamawiam (puki twa promocja) i niebawem będę mogła pokazać je światu.

Czeka mnie też ciężar pracy intelektualnej. Chyba nadeszła pora aby przeliczyć płytki do łazienki i też je w końcu zamówić.
Pozostaje tylko drobny kłopot odwiecznego braku czasu.
Byle do urlopu...

niedziela, 11 sierpnia 2013

Prysznic posadzkowy

Lub bezbrodzikowy, czy jak tam go zwał, pochłonął naszą minioną sobotę.
Ponieważ wylewkarze pozostawili w miejscu planowanego prysznica wolną przestrzeń, a odpływ liniowy w końcu do nas dotarł, nastała pora aby dziurę zalać.
Niby człowiek zrobił doktorat w temacie, a jednak sprawa okazała się o tyle skomplikowana jeśli idzie o precyzję, że się z mężem zdążyliśmy w trakcie roboty na siebie sfoszyć.
Przygotowanie bazy pod wylewkę trwało cały dzień. Myślenie, liczenie, rysowanie i świadomość że jak się coś spieprzy to trza będzie kłóć, powodują jednak spowolnienie reakcji.
Niemniej do roboty trzeba było w końcu zasiąść.
Na dobry początek zdemolowaliśmy rozłożoną podłogówkę i wyłożony styropian.
Wymierzyliśmy odległości nóżek, syfonu i rur kanalizacyjnych, aby porozcinać na części pierwsze styropian. Po osadzeniu odpływu, podpięciu rurek...
 ... i ponownym rozłożeniu podłogówki, poleciały pierwsze kupy betonu.
Po kilku takich kupach zaczęła się jazda dotycząca spadków, kątów i łapania poziomu odpływu. Prace polegające na zgarnianiu milimetrów nadmiaru zaprawy trwały dobre 3 godziny. I wszystko po to żeby się dziś okazało że i tak jest krzywo.
Kłóć jednak nie będziemy.
Jak wylewka wyschnie, się ją przeleci ścierniakiem.
Po zacieraniu tynków mamy duże doświadczenie.

niedziela, 4 sierpnia 2013

Kominek w roli głównej z tynkiem w tle

Upalne dni nastały.
A my zupełnie jakby na przekór zamontowaliśmy sobie ogrzewacz w postaci kominka.
Chyba naturalnym, wręcz oczywistym jest, że po montażu nie został przetestowany.
Pierwsze palenie nastąpi zapewne na przełomie września i października  i dopiero wtedy będzie można chwalić pod niebiosa DGP.
Puki co pozostaje podziwiać w stanie czystym, nieruszonym.
Nasza świeżutka,  jeszcze śmierdząca nowością Zuzia.
Przyjaciel rodziny od Kratki.
Śliczniuchna narożna (marzyłam w duszy o trzech szybach ale finansowo... niedoogarnięcia).
Tymczasem nasza Zuzia, jako produkt ze średniej półki cenowej posiada jednak pewne zalety użytkowe w postaci otwierania na dłuższej szybie oraz ciemnego wkładu, którego aspekty wizualne zapewne będą zauważalne po paleniu.
Na rurze spalinowej mąż zażyczył sobie jakiejś rury, której nazwy nie przytoczę, a która rzekomo z powodu swojej budowy ma wpływać pozytywnie na oddawanie do otoczenia ciepła.
A samo DGP biegnie sobie rurą w górę pięterkiem i wypada na poddaszu w postaci skrzyneczki z uroczym dziurkowanym napisem NIE ZASTAWIAĆ

Na poddaszu wiją się metry "rur",które wpadają/będą wpadać do pomieszczeń przy oknach. 
Teraz nasze poddasze stało się totalnie nieużytkowe :/
Przy okazji pięknie prezentująca się podłoga w naszym wykonaniu.


Docelowe dziury na nawiew powierza będziemy nawierać dopiero przy ociepleniu i kładzeniu k-g.

A żeby nam prace umilić, w tv ostatnio nadają fantastyczną wiadomość, że ma wejść całkowity zakaz  palenia w domach drewnem. O ile, to i kilka tysiączków poszło się rypać. 
Jak to jest w tym kraju, że wydaje się PnB na dogrzewanie kominkiem, a rok później zakazuje się stosowania?! 

Co by nie było tylko o gorących tematach, oto i efekt naszej żmudnej pracy - która zresztą jeszcze się nie zakończyła - polegającej na zacieraniu tynków.

Robota bardzo nudna ale odwalić ją trzeba. Ja mam tymczasem kilka dni przerwy, bo ostatnio zastosowany papier doprowadził moje dłonie do stanu krwawiącego. Tak jest jak się ambitnie rękawiczek nie używa.

wtorek, 23 lipca 2013

Wszystko naraz....

.... i oby się to przeciwko nie odwróciło.
Całe szaleństwo zaczęło się jakieś dwa tygodnie temu, kiedy to spotkałam na swojej drodze pewien gres.
Gres, który przypadł do gustu też mężowi.
Tak rozpoczęło się drążenie tematu płytek wszelkiej maści i formy.Ot nasz typ numer 1 
źródło: viverto.pl

Ba mieliśmy nawet upatrzony sklep, gdzie można go było dostać w mocno konkurencyjnej cenie.
W końcu wylądowaliśmy w terenie.
I tam nasze cacko powyżej przegrało z obietnicą męża, że będzie pucował podłogę w odcieniu typ numer 2 (patrz poniżej).

A że owe akurat było w promocji, to jakże się powstrzymać.
Zamówiliśmy.
Płyteczki przyjechały do nas chyba aż z Warszawy,bo w Krk na stanie 50 metrów nie było. No a skoro już samochód jechał do nas to zamówiliśmy jeszcze jedną parę drzwi z ościeżnicą, które niebawem pójdą pod pędzel :)

W tzw. międzyczasie napatoczyła się też nieoczekiwana okazja zakupu gresu do pomieszczeń gospodarczych - jest z nami 10 paczek takiego ślicznego, w boskiej cenie 16 zł/m

Do kompletu pojawił się dość pilny temat podłogi na poddaszu, bo niebawem nasz Pan_Opiekun_Kominka wraca z urlopu i nastąpi montaż łącznie z DGP. Machina do DGP ma się znaleźć na poddaszu więc trzeba jej było podłogę skombinować. To i my w te pędy do sklepu. Zamówiliśmy.
10 płyt OSB, 10 worów kleju do płytek - przy okazji niech sobie już czekają na swoją kolej, 2 płyty k-g (do łazienki i kominka), folię w płynie, grunty.
Po drodze w drugim sklepie nastąpiło zgarnięcie schodów składach na poddasze - część z nich poniżej.

I oto po dwóch dniach intensywnych zakupów i dostaw nasz garaż wygląda tak (z pominięciem roweru ;) )

A jak już płyty dojechały to się dorwaliśmy do roboty. W pół dnia popełniliśmy większość podłogi. Zostały same docinki i przykręcanie śrubek, ale z grubsza robota jest za nami. Zostało zaimpregnować schody i będę mogła pożegnać się z drabiną, na której zbyt stabilnie się nie czuje.

W przerwach pomiędzy nagłymi zadaniami bawimy się w zacieranie tynku, a mąż pastwi się nad belkami w sypialni. Odrażającej zieleni pozbyć się nie możemy. 
Mamy za to wszechobecny kurz i troty.

Dziś mamy day-off ale tylko od pracy fizycznej.
Trwają bowiem intensywne prace intelektualne nas designem naszej dolnej łazienki. I myli się ten, kto twierdzi że to najprzyjemniejsza część całej budowy...

W tematach nieco bardzie formalnych, podpisaliśmy w końcu umowy przyłączeniowe na gaz i prąd. Czekamy na faktury.

piątek, 12 lipca 2013

Drzwi zewnętrzne zamówione

W końcu podjęliśmy decyzję co do drzwi wejściowych.
Gdzieś na półmetku tego biegu pojawiła się opcja drzwi od Urzędowskiego. Opcja stała się o tyle realna, że autoryzowany punkt sprzedaży znajduje się na naszym osiedlu (najciemniej pod latarnią), cena w drzwi niemal identyczna co u CAL`a. No i model prawie identyczny.
Urzędowski zaczął nawet prowadzić z uwagi na grubość skrzydła.
Jednak przestraszyłam się sposobu montażu.
Urzędowski, przynajmniej ten u nas, montuje na jakiś kołkach a w naszej gestii miałoby pozostać dorobienie sobie termoizolacyjnego progu. A my przecie specjalistami nie jesteśmy.
Wygrał zatem CAL, który w cenie o 100 zł wyższej daje cały wmontowany próg z montażem, płaszczem gumowy.
Nasze drzwi, model Malinów, pojawi się u nas za bagatela 10 tygodni.  Cóż.
Sezon w pełni.

sobota, 6 lipca 2013

Dajemy po gazie (cz. 1)

Instalacja gazowa za nami.
W sumie na tę robotę właśnie w tym terminie zdecydowaliśmy się w ciągu jednego dnia. Jeszcze w poniedziałek (bieżącego tygodnia) nie było pewne czy będziemy mogli kopać bo na trasie stał garaż. Ale we wtorek zmobilizowaliśmy wszelkie siły psychiczne i fizyczne i tak oto garaż zniknął w ciągu godziny :D Jeszcze przed spaniem termin gazu był klepnięty.
Panowie wpadli dziś o 8 rano, we trzech dorwali się do roboty i trzasnęli 16 metrów robót ziemnych  i 19 metrów nadziemnych w 7 godzin.




Gaz wchodzi do domu w dwóch miejscach.
W kotłowni

 I w kuchni
 Po zewnętrznej wygląda to mniej więcej tak
Po montażu Pan specjalista popełnił próbę szczelności.
Puki co jesteśmy pozytywnie zaskoczeni stanem finansów związanych z instalacją gazową. Zapłaciliśmy łącznie 2700 za 35 metrów instalacji, skrzynkę i papiery do od gazownika i kominiarza.
W tygodniu pędzimy do gazowni zawrzeć umowę przyłączeniową.
A w najbliższych dniach nasz Instalator CO/H2O itp. ma nam przysłać specyfikację sprzętu do wyposażenia kotłowni. A ponoć aktualnie panują promocje na sprzęty więc może uda się wyrwać coś taniej.
Podsumowując miniony tydzień pracy jest bojowo :D
Zdążymy przed Świętami czy coś się po drodze schrzani ?