niedziela, 18 sierpnia 2013

Płytkowe szaleństwo

Tak już mamy w naturze wraz z mężem, że chcemy zawsze wszystko sami.
Śmiem twierdzić, że gdyby nie gonił nas czas i parcie na rychłą przeprowadzkę, mury również postawilibyśmy sami. Ale cóż, fachowcom też trzeba dać zarobić.
Samoróbstwo odbijamy sobie teraz.
Na chwilę obecną kładąc, a raczej ucząc się kłaść płytki.
Ot i nasze pierwsze podboje.

Tej soboty rozłożyliśmy płytki w spiżarce.
Początki były niełatwe.
Poleciało kilka niemiłych słów.
Kilka sztuk musieliśmy zerwać i położyć powtórnie.
Troszke trzeba było poeksperymentować.
Ostatecznie nie stłukliśmy żadnej płytki. Uszkodziliśmy tylko nóż do cięcia.
I całość wyszła dość prosto, również na poziomie. Oczywiście jest kilka miejsc gdzie czuć pod ręką nierówność. Ale przecież w spiżarce na rękach chodzić nie będziemy :)
Jeżeli płytki  nam nie odpadną do jutra, za tydzień kładziemy kotłownie, a poteemmmm to już tylko salony zostają.
Dziś kupiliśmy śliczną antracytową fugę, aby jutro zakończyć dzieła. Przyjemniej na tym etapie.
Czeka nas jeszcze kładzenie cokołów i listw dylatacyjnych, no i nieszczęsne schodki. Ale to sobie zostawimy na podwieczorek. Czyli na za kilka tygodni.

Podjęłam też ostateczną decyzję co do płytek kuchennych.
Jednak będzie kafel biały Vives Mugat.
Dziś zamawiam (puki twa promocja) i niebawem będę mogła pokazać je światu.

Czeka mnie też ciężar pracy intelektualnej. Chyba nadeszła pora aby przeliczyć płytki do łazienki i też je w końcu zamówić.
Pozostaje tylko drobny kłopot odwiecznego braku czasu.
Byle do urlopu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz