niedziela, 5 stycznia 2014

Nie taka epoksydówka straszna...


Podchodziliśmy z dystansem do fugi epoksydowej, której mi się w kuchni zachciało, bo się człowiek głupich rad osłuchał.
A można by przypuszczać, że na dziale 'płytkowym" powinni się znać.
Mówienie klientowi, że jak się płytka upaprze i szybko nie zmyjemy, to będzie ją trzeba kłóć, to rada co najmniej niebiznesowa.

Zacisnęliśmy jednak zęby, obejrzeliśmy filmik o epoksydowej "jak to się robi po ślusku" i tak przystąpiliśmy do dzieła.

Zestaw obowiązkowy:
płytki przyklajstrowane do podłoża,
szpachelka, gąbka, fugówka
fuga epoksydowa, waga ...
....i ciepła woda.
Z tym ostatnim wciąż ciężko, bo skąd tu wziąć ciepłą wodę jak się niema kranu ;) jednak nie ma to jak dobrze nagrzany kominek
Kawa też już nie stygnie :)

Fuga po ogrzaniu i zmieszaniu składników robi się mocno elastyczna, jak dobrze wyrobiona plastelina, albo i płynniejsza, to i nakładanie jest dość przyjemne. Pachnie niedrażniąco. Zmycie namiaru z płytki jest proste nawet po pół godzinie. Oczywiście zastyga szybciej niż zwykła fuga i bez wody jest nie do usunięcia, ale żeby od razu płytki kłóć ?! No bez przesady.
Fuga pieni się pod wodą jeszcze po dwóch godzinach po uformowaniu.
Jednym słowem przyjemna_robota.

Jakieś 3 godziny później było po strachu. I po robocie.
Ściana kuchenna skończona.
Czeka na meble.
 A po robocie chwila relaksu przy kominku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz